Obudziłam
się ,ale nie mam zamiaru jeszcze wstać. Wczoraj wieczorem długo nie mogłam zasnąć
myślałam o rozmowie ze szkolnym psychologiem. Trzeba było trzymać jadaczkę na
kłódkę. Ciekawe jakie będą konsekwencje mojego lekkomyślnego czynu. Mam nie
wyparzony jęzor. Otworzyłam oczy. Minęła
dobra minuta zanim uświadomiłam sobie
,że coś jest nie tak. To nie jest mój pokój ,a to nie moje łóżko.Bez
paniki uspokoiłam się w myślach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Wygląda jak sala operacyjna. Chciałam wstać ale ręce mam skrępowane.
-Co tu się
wyrabia?
Zapytałam
sama siebie. Spokojnie panika nic mi nie da. Ale jak mam nie panikować? Leżę na
stole operacyjnym ,związana. Usłyszałam stłumione głosy dobiegające za drzwi.
Może to tylko kara za wczorajszy występek albo po prostu głupi psikus. Jeśli to
kawał przyznaję jest naprawdę dobry. Naglę głosy zaczęły
układać się w na tyle wyraźne słowa ,że mogłam je zrozumieć.
-Jest
najmłodsza ,jakim cudem miałaby dziedziczyć ?
Serce mi
stanęło wszędzie poznam ten głos. Tata. Chyba zacznę panikować. Niby co mam
dziedziczyć? Co w ogóle robi tu tata? Nie widziałam go dwa lata, odkąd chodzę
do szkoły z internatem.
-Sprawdzaliśmy trzy razy.
Dyrektor. W
co ja się wpakowałam?
-To
sprawdźcie jeszcze raz!
-Przykro mi.
Naprawdę po zniknięciu Anny…
-Przestań.
Tylko nie Meg. Proszę.
-Wiesz ,że
nie mogę.
-Ale ona nic
nie wie! Skazujecie ją na śmierć!
Po tych
słowach drzwi najpierw lekko się uchyliły ,a potem otwarły na szerz. Do sali
wszedł dyrektor i mój ojciec. Oboje spojrzeli na mnie i stanęli jak wryci.
Ubrani są w czarne garnitury. Spoglądam to na jednego to na drugiego.
-Tato? Co tu robisz? Co się dzieje?